Dział: REKLAMA

Dodano: Lipiec 22, 2013

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Agencja Brainshake, skarżąc się na Porsche, wywołała dyskusję o zasadach w branży

(Fot. Sebastian Klimek)

Publiczny spór pomiędzy agencją Brainshake a firmą Porsche Polska daje do myślenia całej branży. Łukasz Smoliński, który nagłośnił sprawę, nie obawia się, że jego agencja nie będzie zapraszana do innych przetargów.

Chodzi o przetarg na obsługę kreatywną marki Porsche, która do drugiego etapu zaprosiła trzy agencje, wśród nich były m.in. Brainshake i V&P (z którą firma współpracowała od 2008 roku). Wygrała ta druga.
Zdaniem Łukasza Smolińskiego, wiceprezesa Grupy Andmore (do której należy agencja Brainshake), Porsche nie przeprowadziło do końca przetargu, a jedynie przedłużyło umowę z dotychczasową agencją. Potwierdzeniem tego - według Smolińskiego - jest treść maila wysłanego do agencji, które brały udział w ostatnim etapie przetargu. W mailu tym Anna Tomczuk, specjalistka ds. marketingu i komunikacji w Porsche Polska, napisała: "Poziom prac zaprezentowanych przez trzy agencje, które dotarły do ostatniego etapu, był bardzo wysoki. Jednak kierując się interesem marki Porsche, zdecydowaliśmy się kontynuować naszą współpracę z agencją reklamową V&P do końca 2013 roku. Wiąże się to z licznymi projektami, które w chwili obecnej prowadzimy. Wiemy, że wdrożenie oraz wzajemne poznanie się z nową agencją wymaga czasu. W tym roku postanowiliśmy skoncentrować się na zmianie agencji obsługującej nasz portal społecznościowy Facebook oraz stronę internetową".
Zdaniem Smolińskiego treść maila jest sprzeczna z wydanym przez firmę oświadczeniem. Anna Tomczuk z Porsche informuje tylko, że przetarg został przeprowadzony do końca i odsyła nas do oświadczenia, w którym napisano m.in.: "Po zaprezentowaniu przez wszystkie agencje swoich ofert Volkswagen Group Polska Sp. z o.o. postanowiło kontynuować współpracę w zakresie obsługi kreatywnej z dotychczas obsługującą markę Porsche agencją V&P, o czym powiadomiło w uprzejmy sposób pozostałe agencje reklamowe uczestniczące w ostatnim etapie konkursu. W związku z powyższym całkowicie niezrozumiałe i nieznajdujące potwierdzenia w faktach są zarzuty o rzekomym unieważnieniu konkursu lub jego rzekomym przerwaniu".
Łukasz Smoliński upublicznił na swoim profilu na Facebooku korespondencję z Anną Tomczuk z Porsche. Wpis opatrzył komentarzem: "Z cyklu do jakich przetargów reklamowych nie warto przystępować. Marce Porsche dziękujemy za zawracanie dupy!". Smoliński zaprezentował także treść maila, jakiego wysłał do Tomczuk: „Rozumiem, że w związku z tym, że przeprowadziliście Państwo przetarg niepotrzebnie, godzą się Państwo pokryć koszty w nim uczestniczenia? Jeżeli tak, to prosilibyśmy o zwrot kosztów dwukrotnego dojazdu do Poznania i kosztów przygotowania prezentacji, co zamyka się mniej więcej w kwocie 5000 zł netto".
Upublicznieniem prywatnej korespondencji z Porsche Smoliński chciał wywołać dyskusję na temat przetargów organizowanych w branży. - Obecnie firmy coraz częściej nie szanują pracy agencji zarówno reklamowych, jak i PR, ścinają ceny do granic możliwości, tygodniami nie reagują na maile związane z rozpisanym postępowaniem, rozpisują przetargi poniekąd dla zabawy, które po pewnym czasie okazuje się, że były zbędne - mówi Smoliński. - Na takich zachowaniach cierpi cała branża reklamowa, jednak nikt tego nie napiętnuje – dodaje.
Jego wpis na Facebooku jest szeroko komentowany. Jedni go krytykują i podkreślają, że klient zawsze zastrzega sobie prawo wycofania się z przetargu, a upublicznienie korespondencji może mieć dla agencji tylko niekorzystne skutki. Inni biją brawo za odwagę i mają nadzieję, że nagłośnienie sprawy zmieni coś w branży.
Paweł Trochimiuk, prezes agencji Partner of Promotion, uważa, że upublicznianie tego typu sytuacji przetargowych może tylko pozytywnie wpłynąć na rynek. – Według mnie to zniechęci znaczną ilość zamawiających, aby robić przetargi pozorne. Zarówno w branży reklamowej, jak i PR przetargów pozornych jest stosunkowo sporo – mówi Trochimiuk. - Ta sytuacja powinna dać do myślenia całej branży. Bo z jednej strony rzeczywiście jest tak, że agencje angażują swoje siły, środki i ponoszą koszty startowania w przetargach. Z drugiej strony prawem klienta jest możliwość decydowania według jego uznania, kogo wybiera i czy kogokolwiek wybiera – zauważa Eliza Misiecka, prezes agencji Genesis PR. - Z jednej strony agencja podejmuje ryzyko startowania w przetargu ze świadomością, że może go nie wygrać, z drugiej klient powinien zadbać o to, by nie narażać swoich partnerów przetargowych na koszty, których można uniknąć - dodaje Misiecka.
Trochimiuk nie podziela opinii niektórych internautów, że agencja Brainshake przez publiczny spór z firmą Porsche może nie być zapraszana do udziału w następnych przetargach. – Firma, która nie ma sobie nic do zarzucenia, nie ma nieuczciwych zamiarów, nie powinna obawiać się zapraszania agencji do przetargu - mówi Trochimiuk.
Z takiego samego założenia wychodzi Smoliński: - Jestem zdania, że poważne firmy nie będą się bały Brainshake, ponieważ mają świadomość, że wysyłanie zapytań przetargowych dla zabawy wcale zabawne nie jest. Dla marketera to tylko wybór przycisku "wyślij", a dla agencji spore koszty, zwłaszcza pracy merytorycznej zespołu strategów, kreatywnych i client service – podkreśla Smoliński. I dodaje: - Firmy, które nie przestrzegają odpowiednich standardów, mogą faktycznie obawiać się współpracy z nami, ale jeśli mam być szczery, to takie firmy nie są w kręgu naszych zainteresowań biznesowych.
Eliza Misiecka uważa, że to dobry moment, by rozpocząć dyskusję o wprowadzaniu na dojrzały już rynek reklamowy pewnego rodzaju dobrych praktyk. - Należeć do nich powinny w szczególności zasady organizowania spotkań i prezentacji na etapie przetargowym. Przypadek agencji Brainshake pokazuje, że kluczowym kosztem dla agencji jest zaangażowanie zespołu, który jedzie przez pół Polski na dwugodzinną prezentację oferty, gdzie koszty przejazdu to tylko niewielki element całościowego nakładu ponoszonego przez oferenta. Podsumowując – agencja powinna szanować decyzję klienta, a klient powinien szanować czas swoich partnerów i zamiast ściągać pięć różnych agencji do swojej siedziby w drugim końcu Polski, zorganizować dzień prezentacyjny w mieście, w którym szuka agencji – konkluduje Misiecka.

"Publiczny spór pomiędzy agencją Brainshake a firmą Porsche Polska, to jest coś więcej niż konflikt jednego marketera i agencji. To pytanie o zasadność startowania w przetargach w niektórych sytuacjach" - komentuje Jacek Sadowski, prezes Demo Effective Launching.

Orbita i Social Art odcinają się od stanowiska Brainshake w sporze z Porsche

DR

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.