Dział: PRASA

Dodano: Luty 17, 2015

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Śledztwo "Wprost" ws. Durczoka nie jest śledztwem dziennikarskim (opinie)

Kamil Durczok jest bohaterem ostatniego numeru tygodnika "Wprost"

Artykuł "Kamil Durczok. Fakty po »Faktach«" opublikowany w najnowszym wydaniu "Wprost" nie jest śledztwem dziennikarskim - twierdzą dziennikarze. To grzebanie w prywatnych rzeczach, aby ośmieszyć szefa "Faktów" TVN. Tygodnik nie przedstawił żadnych dowodów na molestowanie.

Na okładce wczorajszego aktualnego "Wprost" znalazł się tekst "Ciemna strona Kamila Durczoka - Śledztwo tygodnika »Wprost«". Dziennikarka Olga Wasilewska, redaktor naczelny Sylwester Latkowski i dziennikarz śledczy Michał Majewskiego ustalili, że w styczniu br. szef "Faktów" został przyłapany przez policję, jak ucieka z mieszkania, w którym znaleziono "biały proszek". Do tekstu dołączono zdjęcia rzeczy znalezionych w tym mieszkaniu m.in. filmów pornograficznych, damskiej bielizny, korespondencji do dziennikarza.
Kamil Durczok: Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety (wideo)
- To nie jest materiał śledczy. Autorzy tekstu sami przyznają, że na sprawę natknęli się przypadkiem. W tekście brakuje konkretów - komentuje Bogusław Chrabota, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej".
Podobnego zdania jest Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny Grupy Super Express: - Nie widać w tym tekście dziennikarskiej pracy. Autorzy tekstu „Wprost” weszli do mieszkania, w którym miesiąc temu był Kamil Durczok. Co z tego wynika? Nie przeprowadzili żadnego śledztwa, niczego nie wyjaśnili. To nie jest dziennikarstwo. Zakończenie tekstu "Wprost" zapowiedzią, że za tydzień będzie ciąg dalszy tematu o molestowaniu, jest wyjątkową bezczelnością. Tygodnik „Wprost” zastosował tu mechanizm unurzania - komentuje Jastrzębowski.
Dla niektórych przedstawione przez "Wprost" dowody są przekonujące, ale mimo to wątpliwości zostają. - "Wprost" pokazał przerażające rzeczy. Dziwi mnie jednak, że dziennikarze zajmujący się tym tematem nie przewidzieli, że mogła być to prowokacja osoby, która chciałaby zaszkodzić Durczokowi, czego nie można wykluczyć - mówi "Presserwisowi" Cezary Gmyz, dziennikarz "Tygodnika do Rzeczy".
Wojciech Czuchnowski w "Gazecie Wyborczej" napisał: "Metoda przyjęta przez „Wprost" jest nie do zaakceptowania. Tygo­dnik miał pokazać przestępcze prak­tyki szefa „Faktów" TVN. Zamiast tego wywlókł na światło dzienne je­go (?) prywatne rzeczy, ośmiesza­jąc go i niszcząc jego wizerunek. Być może kolejny odcinek przyniesie dowody molestowania. Na razie z całej sprawy pozostają fo­tografie, na których Latkowski z Majewskim grzebią w rzeczach Dur­czoka. Sami są przykładami czystości i moralnego prowadzenia. To tylko kwestia czasu, żeby ktoś to spraw­dził. Ścieżka została przetarta."
"Może koledzy dziennikarze, wszelkimi metodami goniący za skandalem, poczują, co znaczy znaleźć się po drugiej stronie. Każdego dnia możemy zniszczyć czyjeś życie opierając się na jednym źródle, niesprawdzonej plotce i tzw. hipotezach" - napisała wczoraj na swoim blogu reporterka radiowa Janina Jankowska, była przewodnicząca rady programowej TVP.
Tak w "Super Expressie" skomentował sprawę miedioznawca, prof. Wiesław Godzic: "Kamil Durczok został tym tekstem naznaczony. Opinia publiczna nie czyta między wierszami, nie zwraca uwagi na to, czy tekst został napisany zgodnie ze sztuką dziennikarską, ale łączy fakt dmuchanej lali, zoofilii oraz białego proszku, które się na łamach "Wprost" pojawia. Trochę to przypomina słynną sprawę Piesiewicza. Tam jednak mieliśmy świadków. Tu mamy tylko zdjęcia, które - można podejrzewać - mogą być kompletną ustawką."
Z kolei Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy" tak ocenił artykuł "Wprost" w materiale dla "Faktu": "W ostatnim tekście "Wprost" z całą pewnością nie ma żadnych dowodów świadczących o molestowaniu. To zupełnie inna historia, która też jest dla mnie niejasna. Rozumiem, że policja odkryła jakiś pro­szek w mieszkaniu, w którym był Durczok. Tylko nie wiadomo jaki - czy chodzi o mąkę, czy coś innego... Znalezienie prezerwatyw nie jest powodem, by postawić komuś publicznie oskarżenie Zostaje pytanie, czy szef "Faktów" usłyszał jakieś zarzuty policyjne lub prokuratorskie w związku z tą sprawą. Bo jeśli są poważne oskarżenia wobec kogoś, kto wykorzystuje swoich pracowników, pozycję w firmie i zmusza ich do seksu, to coś takiego należałoby publicznie napiętnować. Jednak ktoś musi o tym powiedzieć pod nazwiskiem."
Monika Olejnik: Kilka miesięcy temu wydawca "Wprost" proponował mi stanowisko redaktor naczelnej tygodnika. Dobrze, że jej nie przyjęłam.
Michał Majewski, szef działu śledczego "Wprost" i współautor artykułu, odpiera zarzuty następująco: - W naszym tekście pojawia się wiele faktów. Z artykułu jasno wynika, że znany dziennikarz, autorytet wielu młodych dziennikarzy, zachowuje się nie na miejscu, bo ucieka z mieszkania, w którym policja znajduje pornografię i prawdopodobnie narkotyki.Nigdy nie ma dobrego czasu na publikowanie takich tematów. Piszemy o tym teraz, ponieważ zgłosiła się do nas osoba, która nam o tym opowiedziała. Być może właśnie przebrała się miarka i ludzie zaczęli mówić o pewnych sprawach.
Michał Majewski: Rozumiem, że istnieje zjawisko takie, jak zawodowa solidarność. Natomiast w tym przypadku przekracza ona wszelkie granice.

IKO, RUT

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.