Dział: PRASA

Dodano: Maj 13, 2022

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

W kamizelce i garnku. Rzecz o polskich korespondentach w Ukrainie

Wbrew utyskiwaniom, że polskie redakcje nie doceniają tematów międzynarodowych, likwidują etaty korespondentów w ważnych miejscach świata i doprowadziły do zagłodzenia korespondentów wojennych, skąpiąc im środków na wyjazdy, nasi dziennikarze przez lata nie odpuszczali tematu Ukrainy (fot. Metin Aktas/Anadolu Agency/Abacapress.com/East New)

Sensem pracy jest relacjonowanie wojny, bezsensem – lans. Polscy dziennikarze zdają egzamin na tej wojnie, co nie zmienia faktu, że są i tacy, których gubi parcie na szkło.

JAKIE OBRAZY POZOSTANĄ IM W PAMIĘCI Z TEJ WOJNY?

…Wyrwa wielkości mieszkania w kijowskim wieżowcu, maskotka żółtego dinozaura i albumy rodzinne rozrzucone na gruzach obok.

..Smutek i cierpienie, jakie wylewają się z uchodźców stłoczonych na kijowskim dworcu i dziewczynka, która zabrała ze sobą to, co dla niej najcenniejsze: trzy oswojone szczury i teraz opowiada, jak każdy ma na imię.

...Kilkulatek w lwowskim teatrze zamienionym w wielką noclegownię, który biega z pistoletem zabawką, wołając „Mamo, ja cię obronię”.

Gdzieś po czwartej w nocy 24 lutego obudziło mnie dudnienie – opowiada Wojciech Bojanowski z TVN, który do Ukrainy przyjechał kilka dni wcześniej. Wojna. Dotąd sądził, że ewentualne ataki Rosjan ograniczą się do wschodniej części kraju. Ze swą ekipą, operatorem Kamilem Struzikiem i producentem Marcinem Piankowskim, szykowali się do wyprawy z Kijowa do Donbasu.

– Drugiego dnia wojny w hotelu Ukraina, gdzie mieszkało wielu dziennikarzy, nie pojawiła się obsługa. Był to sygnał, że zaczyna być niebezpiecznie. Trzeba było szukać innego lokum – wspomina Patryk Michalski z Wirtualnej Polski.

– Chciałem ruszyć do Ukrainy samochodem, ale nagle się zepsuł. Przyszło mi na myśl, że to zły znak. No i 24 lutego się zaczęło – opowiada Jerzy Haszczyński, szef działu zagranicznego „Rzeczpospolitej”, dla którego to już jest dwudziesty konflikt zbrojny, który relacjonuje.

Oprócz tej trójki oraz stałych korespondentów polskich redakcji, m.in. PAP (Natalia Dziurdzińska), TVP (Tomasz Jędruchów), IAR (Paweł Buszko), „Gazety Wyborczej” i Outriders (Piotr Andrusieczko) i Mediów Wnet (Paweł Bobołowicz), w Kijowie w tym czasie – jak udało nam się policzyć – znajdowali się także Marcin Mamoń, korespondent wojenny reprezentujący Polska Press, fotoreporter „Gazety Polskiej” Konrad Falęcki, Marcin Wyrwał z Onetu, Jakub Górnicki z Outriders, Zbigniew Parafianowicz z „Dziennika Gazety Prawnej”. Był też Mateusz Chłystun z RMF FM, który wraz z Patrykiem Michalskim z Wirtualnej Polski skorzystali z pomocy stałego korespondenta TVP, który miał placówkę koło kijowskiego lotniska atakowanego przez Rosjan i wraz z nim ewakuowali się do Białej Cerkwi. – Tam spotkaliśmy Ukrainkę, która chciała wyjechać wraz dwójką dzieci. Miała samochód, ale bez prawa jazdy. Ruszyliśmy więc jej autem, wraz z nią i dziećmi, do Chmielnickiego, potem na Zakarpacie i na Węgry. Cały czas nadawaliśmy korespondencje – opowiada Chłystun. Po krótkim odpoczynku 8 marca znów był w Ukrainie. Wraz z Pawłem Balinowskim samochodem pojechali do Lwowa.

Jacka Gasińskiego z Polsatu, który od tygodnia robił materiały z Ukrainy, wojna zastała w Kowlu. Z pogranicznikami był umówiony na zrobienie materiału, że w obwodzie równieńskim, podobnie jak w Polsce, powstaje mur na granicy z Białorusią. Obudził go telefon z Warszawy: – Jacek wstawaj, weszli!

Plany wzięły w łeb. Gasiński pojechał do Lwowa, przekazując po drodze dla swej stacji obrazy wojny, a następnego dnia przebijał się przez wielkie kolejki aut do polskiej granicy.

Jeszcze nocą, godzinę po ogłoszeniu działań wojennych, z Warszawy wyruszyło samochodem dwóch fotoreporterów: freelancer Maciej Stanik i Jędrzej Nowicki, współpracownik „Gazety Wyborczej” i „Die Zeit”. We Lwowie wsiedli w pociąg i 25 lutego o czwartej w nocy byli już na zatłoczonym dworcu w Kijowie. – Zostawiliśmy rzeczy w hotelu. Wkrótce okazało się, że przestał działać, musieliśmy dobijać się, by zabrać bagaże – mówi Stanik.

***

To tylko fragment tekstu Jerzego Sadeckiego. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy „Press": Sierakowski nie udaje reportera wojennego, dziennikarze sportowi bez fair play, a Śmigulec pisze list

Press

Jerzy Sadecki

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.