Czego słucha, co czyta i co ogląda Tomasz Sygut, redaktor naczelny Nowa TV?
Tomasz Sygut (fot. Nowa TV)
Przez ostatnie lata codziennie towarzyszą mi trzy nadające jednocześnie telewizje informacyjne, sterta gazet na biurku i powiększający się przy łóżku stos książek, których wciąż nie mam czasu przeczytać. Dziś niby mam większy komfort wyboru, ale co z tego?
Spora grupa dziennikarzy zamieniła pióra na maczugi i usadowiła się wyodnie na politycznych barykadach. Biją na oślep. Ile razy można czytać teksty, które wiadomo, jak się zakończą? Płynący z „niepokornych" łamów potok wazeliny wywołuje torsje nawet u konserwatywnych odbiorców. Krajobrazu dopełniają media narodowe, które zmieniły się w biuletyn rządowy, dodając jedynie obrazki do wytapetowania politycznych przekazów dnia. Oglądanie tego jest gwałtem na własnym organizmie. I aż skóra cierpnie na myśl, że wielu przyjmuje to bezrefleksyjnie.
Rano szybki przegląd głównych portali, które dają rozeznanie, co w trawie piszczy. W drodze do pracy towarzyszą mi najczęściej Konrad Piasecki i Robert Mazurek. Pierwszy, wiadomo, klasa sama w sobie. Drugi - zyskuje przy bliższym poznaniu. Długo się do radiowego Mazurka przekonywałem. Uważam, że jest jednym z niewielu konserwatywnych dziennikarzy, który, zadając pytanie politykowi PiS, siedzi, a nie klęczy. Doceniam również rozmowy Marcina Zaborskiego, który świetnie się w RMF FM odnalazł. Ja niestety odnajduję go rzadko, bo o tej porze mam największe zamieszanie przed wydaniem „24 godzin".
W miarę regularnie przysłuchuję się dyskusji publicystów w Tok FM. Bywa ciekawie. Ale często jest zbyt przewidywalnie. Mam wrażenie, że wielu „salonowych" komentatorów za rzadko wychyla nos poza stolicę i nie rozumie tego, co się w Polsce dzieje. Żałuję, że Piotr Maślak w Tok FM budzi ludzi o tak nieludzkiej porze. Ale kiedy już mnie dobudzi, lubię, gdy się zirytuje. Na politykę, od której zawsze starał się trzymać z daleka.
W tej stacji szukam też Karoliny Lewickiej, najlepiej przygotowanej i oczytanej dziennikarki politycznej, z jaką kiedykolwiek pracowałem.
Przed kolegium szybka kawa, prasówka dzienników i poczucie niedosytu. Bywa, że czuję się jak bohater „Dnia świra", który wyrzuca bezwartościowe strony i solidaryzuje się z wycinanymi bezsensownie drzewami. Codzienna prasa coraz trudniej odnajduje się w świecie internetu (choć ten paradoksalnie czerpie z niej garściami...) i mediów społecznościowych. Porównanie sprzedaży dzienników z wynikami sprzed 10 laty pokazuje krajobraz zniszczeń. I stan intelektualny prawie 40-milionowego społeczeństwa, w którym codziennie sprzedaje się zaledwie kilkaset tysięcy egzemplarzy.
Z łamów zniknęło dziennikarstwo śledcze, bowiem żadnej redakcji nie stać na polski Spotlight. Tym bardziej warto docenić mrówczą pracę Oko.press czy tabloidów, które potrafią wygrzebać z informacyjnego gąszczu prawdziwe perełki. A przy okazji prowokować i budzić emocje. A wszystko to maksymalnie w 1200 znakach. W dziennikach szukam również tekstów Grzegorza Sroczyńskiego, Rafała Wosia i Jacka Nizinkiewicza.
Tygodniki rano kartkuję, wieczorem czytam. Jestem stały w uczuciach i od czasu studiów wybieram „Politykę". Kiedyś zaczynałem od Ludwika Stommy, dzisiaj od... Kuby Wojewódzkiego, który w dwóch-trzech krótkich zdaniach obnaża polskiego kołtuna. Lubię przewrotność Daniela Passenta, brakuje mi na łamach ironii Jerzego Pilcha. Szukam też wywiadów Jacka Żakowskiego z zachodnimi intelektualistami, którzy sięgają tam, gdzie ja nie sięgam.
A skoro o wywiadach, to najlepsze w ostatnim czasie ma „Newsweek Polska". Ma też Michała Krzymowskiego, który potrafi zajrzeć za kulisy polityki.
Tygodniki po drugiej stronie barykady? „W Sieci" zatrzymuję się na rubryce „Z życia koalicji, z życia opozycji". Bywa zabawnie, w dodatku między wierszami sporo można wyczytać. Od tego zaczynam i na tym kończę. Dalej jest już tylko o świetnym rządzie i przeszkadzającej opozycji. W ciągu dnia zerkam na TVN 24, która dyskontuje kapitał trwoniony przez publicznego konkurenta. Z przyjemnością obserwuję Dianę Rudnik, rozwijającego się Radomira Wita i Michała Sznajdera.
Przed snem rzut oka na Facebooka i Twittera. „Internety" plują jadem, ale też nie zapominają. Uwielbiam archiwalne wypowiedzi polityków zestawione z ich bieżącymi opiniami. Wtedy najlepiej widać, ile w tej grupie zawodowej koniunkturalizmu, cynizmu i hipokryzji. Ale cóż, w naszym fachu tych przypadłości również nie brakuje.
Tekst ukazał się w Press 3/2017. Całe wydanie można przeczytać pod tym linkiem oraz w aplikacjach dostępnych w AppStore i Google Play. Wydanie dostępne również w tradycyjnej formie.
Tomasz Sygut