Temat: etyka mediów

Dział: PRASA

Dodano: Grudzień 06, 2016

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Dziennikarzom latającym z rządem brak dystansu, więc milczą, gdy widzą bałagan

Tekst Zbigniewa Parafianowicza był na pierwszej stronie "Dziennika Gazety Prawnej"

Jak się dowiedzieliśmy, 23 dziennikarzy towarzyszyło premier Beacie Szydło podczas brytyjsko-polskich konsultacji rządowych w Londynie. Tylko jeden, i to po tygodniu, nagłośnił sprawę chaosu, jaki towarzyszył powrotowi polskiej ekipy. Rządowy embraer nie mógł wystartować z powodu przepełnienia.

W tekście "Tupolewizm na pokładzie embraera" w "Dzienniku Gazecie Prawnej" Zbigniew Parafianowicz stawia szereg pytań dotyczących bałaganu, jakiego był świadkiem na lotnisku Luton, kiedy do rządowego samolotu oprócz urzędników próbowano upchnąć także dziennikarzy, którzy przylecieli do Londynu wojskową casą. Sytuację musiał ratować swoją interwencją pilot. Dzięki tekstowi Parafianowicza sprawa braku procedur obowiązujących przy podróżach polskiego rządu wyszyła na jaw, ale dopiero po tygodniu (zdarzenie miało miejsce w poniedziałek 28 listopada br.). Tymczasem wiedziało o tej sprawie ponad 20 dziennikarzy. Jak ustaliliśmy, z rządem w Londynie byli reporterzy m.in. RMF FM, TVP Info, TVN 24, TV Republika, TV Trwam i "Faktu". Ci, z którymi się skontaktowaliśmy, nie chcą się wypowiadać pod nazwiskiem. Jedni tłumaczą, że w zamieszaniu z przeciążonym samolotem nie dostrzegli tematu, inni że brakowało im faktów, aby o tym informować. - Ostatecznie wszystkie procedury zostały zachowane i samolot odleciał zgodnie z przepisami - odpowiada jeden z dziennikarzy.

Jednak po publikacji "DGP" Patryk Michalski, reporter RMF FM, który towarzyszył polskiemu rządowi w Londynie, napisał na RMF24.pl: "Widziałem chaos i brak organizacji (...) Nikt z nami nie rozmawiał, nikt nie poinformował, jaki jest plan działania. (...) I choć (...) prawo nie zostało złamane, to trudno oprzeć się wrażeniu, że w przypadku lotów najważniejszych osób w państwie oprócz prawa powinny obowiązywać też pewne standardy". Nie informował o sprawie wcześniej, bo jego redakcja trzyma się faktów, a nie opinii.

"Fakt" także dostrzegł poważny problem dopiero po publikacji "DGP". "Przez dziadostwo rząd może zginąć!" alarmuje wtorkowe wydanie tabloidu na pierwszej stronie.

Do sprawy odniósł się także dopiero po publikacji "DGP" Michał Karnowski ("W Sieci" i wpolityce.pl), który nie wrócił do kraju embraerem, tylko kilka godzin później casą. Przyznaje, że "nie był to najlepszy moment tej wizyty", bo "wkradło się sporo chaosu, zmęczenie wszystkich uczestników wyprawy zrobiło swoje". Zaznacza jednak w swoim tekście, że: "nie było przez sekundę pytania czy złamać procedurę, czy przeciążać samolot, czy zlekceważyć przepisy. Spór dotyczył wyłącznie tego, kto ma wysiąść, a kto lecieć". Nie chciał rozmawiać z "Presserwisem", dlaczego nie informował o tym chaosie wcześniej.

Zbigniew Parafianowicz mówi: - Nie chcę wypowiadać się za kolegów i koleżanki, dlaczego nie dostrzegli tego tematu. Nie chciałbym ich oceniać. Dla mnie to, co tam zaszło, było interesujące, bo pokazywało bałagan, który sześć lat temu skończył się katastrofą.

Dla Konrada Piaseckiego z Radia Zet i TVN 24 sprawa wydaje się dziennikarsko ciekawa z kilku powodów. "Oto znów ktoś uznał, że »jakoś to będzie«. Że się do jednego samolotu wsadzi połowę rządu (a lecieli tam premier, wicepremier, ministrowie obrony, spraw zagranicznych i wewnętrznych i dowódca operacyjny polskiej armii). Że – jak trzeba – to się »dosadzi« do niej kogo tam trzeba jeszcze z tego Londynu przywieźć. Że nikt nie policzy jak się tyle osób zmieści w jednym samolocie. Że nikt – prócz kapitana samolotu – nie pomyśli, że coś jest tu nie tak. I że o sprawie najlepiej będzie milczeć, żeby się nie wydała" - napisał Piasecki na Radiozet.pl.

Marek Tejchman, zastępca redaktora naczelnego "DGP", jest dla dziennikarzy bardziej wyrozumiały. - Brakuje nam czasu na zastanowienie się, co jest ważne. W tym przypadku moim zdaniem dziennikarzom także zabrakło tego kroku w tył i spojrzenia na sprawę z perspektywy. Goniąc za newsami, tracimy z oczu to, co wymaga refleksji. Zbyszek jest człowiekiem, który ma czas na oddech w dziennikarstwie i potrafi zdobyć się na głębszą refleksję, więc zauważył temat, gdzie inni go nie widzieli. Dużo w swoim życiu latał samolotami, więc zna procedury, wie, kiedy coś zaczyna iść nie tak - mówi Tejchman. 

Michał Szułdrzyński, zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej", dodaje: - Być może dziennikarzom, którzy nie dostrzegli tematu tam, gdzie zauważył go Zbyszek Parafianowicz, po prostu zabrakło refleksji. A może sporo latają i boją się, że po nieżyczliwym tekście nie zostaną już wpuszczeni na pokład rządowego samolotu.



(JK, 06.12.2016)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.