Dział: PRASA

Dodano: Marzec 26, 2015

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Dziennikarze oburzeni kontaktami wydawcy "Wprost" z ABW (opinie)

Redakcja opisywała wizytę ABW jako atak, ale potem wydawca "Wprost" wysyłał funkcjonariuszom wydania tygodnika przed jego wprowadzeniem do sprzedaży.

Jak informowaliśmy we wtorkowym "Presserwisie", prezes spółki Polskie Media PMPG, do której należy wydawca "Wprost", przesyłał ABW wydania tygodnika z tekstami o aferze podsłuchowej, zanim trafiły one do sprzedaży. Dziennikarzy, nie tylko z redakcji "Wprost", niepokoją kontakty wydawcy ze służbami.

Po zwolnieniu z funkcji redaktora naczelnego "Wprost" Sylwestra Latkowskiego dziennikarze tygodnika napisali list do Michała M. Lisieckiego, w którym pytano, czy zmiana naczelnego ma związek z ujawnieniem akt afery podsłuchowej. Lisiecki zapewnił ich, że zmiana kierownictwa została podyktowana wyłącznie czynnikami ekonomicznymi, wskaźnikami sprzedaży tygodnika i "napiętnowaniem spółki przez wiele instytucji na każdym polu jej działalności". Zespół zarzuca mu jednak kontaktowanie się z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i wysyłanie treści tygodnika przed publikacją do funkcjonariuszy, co ich zdaniem "podaje w wątpliwość wspólną linię redakcji i wydawnictwa". Prezes PMPG w lipcu 2014 roku z własnej woli spotkał się z przedstawicielem ABW. Przyznał też, że "obserwując jej bezradność i nieudolność w wielu działaniach", umożliwił służbom dostęp do plików z pełnymi wydaniami tygodnika już po rozpoczęciu ich druku.
Wojciech Czuchnowski, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, rozumie, że redakcja "Wprost" może poczuć się zdradzona. - Mają prawo być rozczarowani. Najbardziej zadziwia fakt, że Lisiecki sam się zgłosił do ABW, czym zburzył porządek między wydawcą a redakcją. Służby otrzymały niespodziewany prezent. On zaś stworzył niebezpieczny dla rzetelnego dziennikarstwa precedens. Złamał zasady i jest to żałosne - komentuje Czuchnowski. Jego zdaniem emocje nie mogą kierować osobą na tak wysokim stanowisku w wydawnictwie.
- Rozumiem, że mógł kierować nim strach i poczucie odpowiedzialności, ale nie wiem, czy chciałbym pracować z takim wydawcą. Lisiecki szukał ochrony przed zarzutami, że rozmontowuje państwo polskie, ale współpraca ze służbami nie jest dobrym modelem na niezależność prasy - mówi  Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.
- Nie wyobrażam sobie, że wydawca może w ten sposób postępować - mówi Mariusz Kowalewski, dziennikarz śledczy, freelancer. - Nie ma na to logicznego wytłumaczenia, zwłaszcza że Lisiecki przesyłał materiały z własnej inicjatywy. Dziennikarze nie powinni przekazywać żadnych materiałów służbom, wydawca zaś powinien bronić redakcji - dodaje Kowalewski.
- Nie widzę żadnego sensu przekazywania służbom nowego wydania gazety, która jest już w druku - komentuje Jarosław Jabrzyk, dziennikarz śledczy TVN. - Jestem przeciwny przekazywaniu służbom państwowym jakichkolwiek informacji. Ta sprawa nie dotyczyła zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Intencje Lisieckiego są dla mnie nieczytelne - dodaje Jabrzyk.
Wczoraj Michał M. Lisiecki oświadczył, że z perspektywy czasu jednorazowe spotkanie z ABW ocenia jako bezsensowne i bezwartościowe.
- Szkoda, że dopiero teraz doszedł do takiej refleksji. Nie mam zaufania do takiego wydawcy. Zastanawiałbym się, czy skoro raz tak postąpił, nie zrobi tego ponownie. Poza tym w notatkach służb nie wszystko się znajduje. Nie wiemy, co powiedział im nieoficjalnie - zauważa Mariusz Kowalewski.
Część dziennikarzy po dymisji Sylwestra Latkowskiego ze stanowiska naczelnego odchodzi z "Wprost".

(IKO, 26.03.2015)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.