Wydanie: PRESS 05/2015

Mistrzowie świata – Szombierki Bytom

Z Marcinem Jeziorskim, CEO Scholz & Friends Warszawa, rozmawia Agata Małkowska-Szozda.

„Podnosi coś, co upadło. Jak widać, z sukcesem” – brzmialo uzasadnienie jednego z głosów oddanych na Ciebie w naszym konkursie AdMan. Kiedy we wrześniu 2011 roku zostawałeś szefem Scholz & Friends Warszawa, wiedziałeś o dramatycznej sytuacji agencji, długach i braku pomysłu na rozwój?
Oczywiście, że wiedziałem. Wszyscy wiedzieli.

Wróciłeś właśnie z Nigerii – po klapie szumnie zapowiadanego projektu założenia afrykańskiej filii agencji Change Integrated. Potrzebowałeś czegoś, żeby zatrzeć złe wrażenie po „pięknej katastrofie”?
Wcale nie ukrywam, że było inaczej. Rozmawiałem szczerze z Markiem Żołędziowskim (CEO Group One – przyp. red.), czułem, że chce mi coś zaproponować po mojej nieudanej wyprawie do Lagos. Wiedział, ile postawiłem, decydując się na ten wyjazd. W Change nie było dla mnie miejsca. Ania Pańczyk (ówczesna szefowa Change – przyp. red.) pracowała z Markiem od lat i świetnie sobie wtedy w Change radziła. Marek zaproponował mi więc Scholz & Friends. Najbardziej szczęśliwa z tego obrotu sprawy była moja rodzina, która mogła przestać studiować leksykon chorób tropikalnych.

A dlaczego w Nigerii Ci się nie powiodło?
Wtedy wielu uważało nas za wariatów. Marka – że tam inwestuje, mnie – że chcę tam jechać. I pewnie niewiele się mylili. Było to najbardziej absurdalne i jednocześnie najbardziej kuszące wyzwanie zawodowe, jakie mogło się przytrafić. A za fiasko tego projektu można winić tylko panów z Goldman Sachs i FED. W chwili podjęcia decyzji o moim wyjeździe Change miała już podpisany kontrakt z PZ Cussons na obsługę kilku kluczowych marek w tym regionie Afryki. To były ogromne budżety. Wystarczyło jednak raptem pół roku, by sytuacja na świecie zmieniła się dramatycznie. To była ta fala kryzysu mało widoczna w Polsce, ale na świecie mocno dająca się we znaki. W centrali Cussons w Manchesterze podjęto decyzję o rezygnacji z większości zagranicznych inwestycji komunikacyjnych. Poczułem się jak dziecko, któremu zabrano bilet do Legolandu.

Agata Małkowska-Szozda

Aby przeczytać cały artykuł:

Zapisz się na nasz newsletter i bądź na bieżąco z najświeższymi informacjami ze świata mediów i reklamy. Pressletter

Press logo
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.